środa, 30 listopada 2016

Fatum i Furia - Lauren Groff



    Jestem słuchaczką pewnego radia. Szczególnie tej części do południa, a kiedyś jeszcze tej po 21, gdzie pewien znany dziennikarz rekomendował książki. Czasami ulegałam namowom i sięgałam po wspomnianą lekturę. Dawno temu, gdzieś między pisaniem opisu technicznego, a sprawdzaniem wymiarów na rysunkach usłyszałam ten tytuł, “Fatum i furia” i nadstawiłam ucha.
    “Fatum i Furia” to historia małżeństwa Lotta i Mathilde na przestrzeni dwudziestu czterech lat. On pochodzi z bogatej rodziny, ma opinię flirciarza i bałamutnika. Ukochany i jedyny syn, a przed nim już rozpościera się wizja wspaniałej, zaplanowanej co do sekundy przyszłości. Ona niezbyt bogata jednak niesamowicie piękna i tajemnicza. Spotykają się na imprezie i w jednej chwili się w sobie zakochują. Biorą ślub. Matka nienawidzi swojej nowej synowej twierdząc, że rujnuje życie jego syna. Odcina go od pieniędzy, a młoda para od tej pory zmuszona jest mieszkać w skromnej kawalerce i stara się jakoś wiązać koniec z końcem. Lotto próbuje swoich sił na scenie, a potem jako dramatopisarz. Nie jest im łatwo. Lotta w sumie mało interesuje życie rodzinne, a  szczególnie ta część odnosząca się do płacenia rachunków, przygotowywania jedzenia czy sprzątania, więc po prostu tego nie robi. Przeżywają swoje wzloty i upadki, ale jak naprawdę wyglądał ich związek i dlaczego w ogóle wytrzymali ze sobą tyle czasu podczas gdy niejeden już dawno by się poddał? Tego już musicie dowiedzieć się sami.
    Historia przedstawiona jest z dwóch części. Fatum czyli wizja życia z Mathilde z perspektywy Lotta. Poznajemy je bardzo dokładnie, od narodzin, poprzez okres dzieciństwa, studiów, dokładnych podbojów miłosnych, poznania Mathilde i ‘wielkiej’ kariery dramatopisarza. Lotto to jednak kawał egoisty i egocentryka przekonanego o swoim niezwykłym talencie do pisania scenariuszy, podporządkowany jedynie żonie i swojej matce.
    Furia to oczywiście Mathilde. Jednak jej historia jest jeszcze bardziej skomplikowana niż jej męża, a narracja jest dodatkowo podzielona na nieskładne i chaotyczne fragmenty. Dopiero tutaj dowiadujemy się, co tak naprawdę popchnęło Mathilde w ramiona Lotta, poznajemy jej intrygi, tajemnice i rodzinną tragedię.

    “-Życie w strachu może wypędzić z każdego demony - wyjaśniła. - Strach to najlepszy egzorcyzm”.

Jak widzicie, od premiery książki minęło już trochę czasu, a ja dopiero teraz ją skończyłam. Dlaczego? Po pierwsze bardzo nie lubię zostawiać niedoczytanych książek, zawsze staram się dać im szansę. Po drugie, po prostu bardzo ciężko było mi się wgryźć w ich historię. Bohaterowie wydają się słabymi marionetkami sterowanymi przez nieumiejętnego lalkarza. Lancelot wydaje mi się rozpieszczonym i płaczliwym dorosłym facetem (o zgrozo!), któremu wydaje się, że świat powinien całować ziemię po której stąpa. Bez jakiejkolwiek wiedzy z zakresu podstawowego radzenia sobie w życiu wydał mi się bezbarwną i żałosną postacią. Może z początku trochę mu współczułam, ale później było mi już wszystko jedno i nic mnie już nie dziwiło. Najbardziej polubiłam Mathilde, chociaż nie wiem czy mogłabym polubić kogoś, kto ciągnie za sobą nieudacznika w postaci takiego męża i wytrzymuje z nim tyle lat. Ja rozumiem, że instytucja małżeństwa to wzajemne wspieranie się w złych chwilach ale po prostu nie mogłam w niektórych chwilach westchnąć głośno i mocno się zastanowić skąd ta kobieta ma w sobie tyle cierpliwości… Raczej z dystansu trochę zaczęłam ją podziwiać, szczególnie gdy w końcu przebrnęłam przez Fatum i zaczęłam czytać Furię. W tym momencie cała historia zaczęła nabierać rumieńców, ukazywać swoje drugie dno i  wtedy już wiedziałam, dlaczego przez dwadzieścia cztery lata zaciskała zęby i brnęła w to dalej. Momentami wciągały mnie te skomplikowane, przyjacielskie z powodu relacje między znajomymi, a głównymi bohaterami, jednak zbyt dużo było scen kompletnie niepotrzebnych, historia jest rozwleczona i czasami musiałam naprawdę mocno się przemóc, aby przewrócić stronę.

“Małżeństwo jest czystą matematyką. Wbrew pozorom nie polega na dodawaniu, tylko na mnożeniu”.

Za plus mogłabym uznać pisarce te niektóre wielkie dzieła Lotta w stylu greckim, którymi się z nami dzieli na łamach książki. Nie piszę tego złośliwie. Cała jej powieść jest jedną wielką grecką tragedią wymieszaną z dramatem szekspirowskim. Brakuje nam zasady trzech jedności, jednak mimesis autorka opanowała do perfekcji. Mamy dobrze wykreowaną bohaterkę z silną osobowością, Lotta, który przez cały czas przeżywa swoje wewnętrzne rozterki i konflikty oraz chór komentatorów w postaci ich znajomych i przyjaciół. Furię zdecydowanie lepiej się czyta, jest bardziej pełnokrwistą bohaterką niż banalne Fatum.
Ciężko mi polecić komuś “Fatum i Furię”. Ja osobiście ciężko zniosłam nasze spotkanie ale cóż, mój ulubiony były radiowiec dalej nim jest i chętnie go słucham. Z bardzo ogólnej perspektywy jest to jednak ciekawie przedstawiony temat, który bez kilku mankamentów mógłby plasować się na górnych półkach literatury. Jak dla mnie znajduje się na mocno średniej pozycji. Następnym razem rozważniej będę wybierać ‘bestsellery’, które urzekły miliony czytelników.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki.
Tytuł: Fatum i furia
Autor: Lauren Groff
Wydawnictwo: Znak
Tłumacz: Mateusz Borowski
Liczba stron: 400
Data wydania: 14 marca 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz